Falenica ciąg dalszy
Kontynuuję przygotowania do sezonu, czyli orki część dalsza. Atmosfera w głowie: fatalna. Gdy nie idzie i nie ma formy, a dodatkowo przeszkadza kontuzja, trening jest mordęgą. Ale ja wciąż liczę na przełamanie.
Czasu jest coraz mniej, ale pomimo przeciwności, nie odpuszczam – 4 treningi biegowe i 2 treningi stabilizacyjne w tygodniu. Liczę na to, że w pewnym momencie poczuję moc.
Taką okazją miał być kolejny start w Falenicy. Warunki były raczej trudne, ponieważ w nocy spadł śnieg i było ślisko. Świadomość mojej słabej formy nie pomagała w mobilizacji o wynik. Nie czułem dużego zmęczenia na mecie, czas to 46:28. Prawie 1,5 minuty lepiej, niż 2 tygodnie wcześniej, ale daleko do wyników z zeszłego sezonu. Być może powtarzanie schematu przygotowań z poprzednich 2 sezonów wyczerpało już możliwości stymulacji organizmu?
Gratuluję fantastycznych wyników mojej biegowej grupie, szczególnie bratu. Złamanie 42 minut w Falenicy budzi szacunek! Myślę, że będzie blisko 3. godziny w maratonie na wiosnę.
A ja pracuję dalej, może za tydzień w Falenicy będę miał lepszy humor…